Janusz Korwin Mikke określił kiedyś hipokryzje polskiego rządu krótkim zdaniem składającym się z trzech wyrazów” „rząd rżnie głupa”. Moim skromnym zdaniem określenie to pasuje jak ulał do relacji webmasterzy – Google. Poniżej postaram się poruszyć kilka aspektów „rżnięcia głupa” przez korpogoogle.
Zacznę od analizy komunikatu umieszczonego na tej stronie czyli cytuję:
„Google chroni Twoją witrynę przed obniżaniem jej pozycji w rankingu i usunięciem jej z indeksu w wyniku działania innych webmasterów.”
Na czym ta ochrona niby polega korpogoogle wyjaśnia w następnych dwóch zdaniach: „Jeżeli masz problemy z witryną zamieszczającą link do Twojej witryny, proponujemy skontaktować się z jej webmasterem. Google gromadzi i porządkuje informacje publikowane w sieci, ale nie kontroluje treści stron.”
Zastanówmy się teraz na czym polega ta ochrona ? Otóż ta ochrona polega ni mniej ni więcej na tym, że jeżeli jakiś nasz sąsiad uporczywie śmieci nam na wycieraczkę to musimy go namierzyć, złapać i zakazać śmiecenia, mało tego – w trosce o naszą czystość musimy poinformować wszystkich naszych sąsiadów aby nie ważyli się nawet spoglądać na naszą wycieraczkę. Najtrafniej można by porównać ochronę korpogoogle jaką roztacza nad naszymi witrynami do działań polskiego wymiaru sprawiedliwości gdzie jeżeli ktoś na nas napadnie i obronimy sie skutecznie przed napadem dając napastnikowi w pysk to mamy więcej problemów niż ten kto na nas napadł a w pewnych okolicznościach możemy dostać karę większą od napastnika …
Przejdźmy do konkretnych już kwestii (związanych z „ochroną” korpogoogle) czyli propagandy „tworzenia wartościowych treści” których to publikacja zdaniem jaśnie nam panującego korpogoogle ma spowodować to, że czytelnicy tychże treści będą namiętnie i gorączkowo linkować do nich. Zakładając, że treść jest wartościowa i wszyscy namiętnie do niej linkują oraz opisują jaka to wspaniała treść została opublikowana okazuje się pięknego dnia, że w ramach tej ochrony naszej wartościowej treści otrzymujemy „bonusa” od naszego „ochroniarza” w postaci kopa w tyłek na niższe pozycje bo nasz „ochroniarz” stwierdził, że ktoś podlinkował do naszych treści (które tworzyliśmy w pocie czoła mając na uwadze wskazówki korpogoogle) ze stron „niskiej jakości”. Oczywiście „Google chroni Twoją witrynę ” całkiem skutecznie jak już wspomniałem obniżając jej ranking oraz dodatkowo w ramach tejże skutecznej ochrony sugeruje aby zatrudnić prywatnego detektywa oraz specjalistę (kontrolera jakości) aby „wespół w zespół” znaleźli , ocenili i spacyfikowali parę słitaśnych blogasków prowadzonych przez nieświadomych nastolatków którzy nieopatrznie zachwyceni naszymi treściami umieścili linki prowadzące do tych naszych treści, oczywiście należy równolegle w trosce o naszą przyszłość umieścić informacje na naszej wartościowej dla innych witrynie że linkować do niej mogą tylko biali właściciele stron, o nieskazitelnej przeszłości, nie karani a najlepiej jedynie przedstawiciele narodu wybranego… Do całego tego absurdu dochodzi jeszcze jedna istotna możliwość wynikająca z publikacji wartościowych treści czyli mówiąc szczerze podpieprzenie naszych treści na bezczela i publikacja gdzieś indziej. W takim przypadku również przychodzi nam z pomocą ochrona korpogoogle i w jej ramach możemy zaliczyć kopa w tyłek na niższe pozycje. Czyli nie dość, że nas okradziono to jeszcze zostaliśmy ukarani za to że daliśmy się okraść …
Reasumując – ochrona korpogoogle sprowadza się do tego, że gdy ktoś nam zrobi „kuku” to musimy znaleźć go sami, złapać, znaleźć dowody a na dodatek pieprznąć mu umoralniającą gadkę że zrobił źle oraz aby nie robił tego w przyszłości.
Krzysztof Ziółkowski
Bareizmy wiecznie żywe. Przeszliśmy z jednego socjalizmu na inna jego wersję :-/ Widzę, że i Tobie teksty Rae Hoffman przypadły do gustu? http://www.pajmon.com/2014/02/08/propaganda-pie-czyli-jak-zjesc-ciastko-i-miec-ciastko/
Przypadły 😉 . Nosiłem się już dłuższy czas aby zwrócić na to uwagę innych. Teraz czas na to aby pokazać jak korpogoogle zaprzecza idei która leżała u podstaw powstania internetu oraz jak swoimi działaniami zatrzymuje rozwój użytkowników.
Tak samo jak google chroni nasze treści. Wystarczy do nich napisać, a oni się zajmą sprawą. Po czym idziemy do strony, z której się to robi i naszym oczom ukazuje się „las”, las rubryk, formularzy, a jedną z nich jest (z pamięci piszę… wiec pewnie troche przekręce) „podaj numer patentowy lub prześlij nam potwierdzenie praw autorskich”. No qrcze go mać. Oni chyba nie myślą, że czowiek, który ma stronę firmową z 10 podstronami zastrzegł ją patentem,czy tam prawami autorskimi???
Matko Boska, chociaz na blogu SEO nie uzywajmy nazwisk polityków…
Jap** ale dobry txt!!!
Jedynie co Google potrafi ochraniać, to własne przychody, wychodzi im to coraz lepiej;)