Przy okazji codziennej „SEO prasówki” dzisiaj trafiłem na ciekawy post opublikowany na jednej z grup SEO na FB. Musze przyznać, że poniosłem wymierne straty czytając z niedowierzeniem to co zostało tam opisane, straty w postaci:
1. oplucia monitora kawą którą akurat sobie piłem , pal licho monitor ale kawa rzadkiej marki i aromatu
2. o mało mi nie potłukły mi się okulary jak ze zdziwienia szeroko otworzyłem swe parchate oczęta
3. zaczynam odczuwać pierwsze oznaki bólu mięśni brzucha po gwałtownym napadzie śmiechu
4. moja równowaga psychiczna zaczyna mi szwankować z niedowierzania

Teraz do czego zmierzam (w skrócie) otóż jeden z naszych kolegów opublikował post z zarzutami jakoby jego działania SEO obejmujące optymalizację oraz linkowanie strony klienta „zaudytowane” przez firmę zewnetrzną mogły stanowić podstawę do dochodzenia odszkodowania przez tegoż klienta.
Firma audytująca postawiła szereg zarzutów które klient zastosował , a oto i cały post:
Mój były już klient opierając się na audycie firmy S……y z Warszawy żąda ode mnie odszkodowania twierdząc, że pozycjonując jego stronę popełniłem m.in. następujące błędy:
1. Prócz zastosowania canonicali tam, gdzie to konieczne, zastosowałem na każdej podstronie canonical z linkiem do tej samej podstrony, czyli z podstrony A na podstronę A.
2. Zastosowałem certyfikat SSL dla strony dokonującej rezerwacje.
3. Nie zastosowałem rel=”nofollow” dla linków nawigacyjnych w menu.
4. Zastosowałem więcej niż 3 linki wewnętrzne na danej podstronie.
5. Linkowałem różne adresy na taki sam anchor.
6. Nie zastosowałem znacznika meta keywords.
7. Brak znacznika meta description na wszystkich podstronach. Serwis ma site ok. 48000, a dla mniej znaczących podstron zastosowałem <meta name=”description” content=””>
8. Zastosowałem noindex dla bezwartościowych podstron.
9. Nie stosowanie się do Wskazówek dla Webmasterów np. zdobywanie linków.
10. Niepotrzebnie zleciłem przeredagowanie tekstów na stronie, a były w 100% skopiowane z innych stron.

Szczerze mówiąc myślałem, że widziałem juz wszystkie debilizmy wypisywane przez róznych „szpecjalistów” SEŁO i nic mnie nie powinno dziwić ale to co zobaczyłem i przeczytałem wprawiło mnie w kompletne osłupienie. Szanowni „szpece” z firmy „S….y” coś tam, ja wiem, że czasami fakt przebywania / zamieszkiwania w naszej pięknej Stolicy powoduje trwałe zmiany w mózgu mieszkańca ale są pewne nieprzekraczalne granice po przekroczeniu których należy się udać do specjalisty z prośbą o pomoc…. Dlatego z głębi serca Wam radzę zróbcie to zanim będzie za późno. Tak naprawdę byłbym skłonny zgodzić sie tylko z punktem 5 „zarzutów” ale też nie do końca – czasami to celowy zabieg aby zdywersyfikować anchory oraz wzmocnić landing page, co do punktu 7 to szanowni szpece od seło – taki zabieg stosuje się specjalnie aby poszerzyć maksymalnie prawdopodobieństwo wejść z „długiego ogona”. Jeżeli chodzi o SSL to naturalnym jest, że w przypadku transmisji danych „wrażliwych” lepiej go zastosować.
Kwestia „zdobywania linków” jest przyznaję dosyć kontrowersyjna ale niestety nie spotkałem przez 11 lat w SEO (a tyle już w tym siedzę) ani jednego przykładu witryny do której można by dopasować stwierdzenie „White Seo” lub do której prowadziły by linki w 100% zgodne z wytycznymi Google dla webmasterów. Jak z resztą twierdzi samo korpogoogle na stronach swojej pomocy – każde działanie które zostało podjęte w celu sztucznego podwyższenia strony w rankingu stoi w sprzeczności z ich wytycznymi 😉

Reasumując – cały ten audyt można o kant (_!_) rozbić a dowodem na to jest podręcznik optymalizacyjny wydany w formie PDFu przez google oraz na przykład ich wskazówki dotyczące stosowania adresów kanonicznych, że nie wspomnę o uwrażliwianiu webmasterów na niekopiowanie cudzych treści ….

Krzysztof Ziółkowski

PS
W znacznej mierze takie „kffiatki” to wina całej branży która tak naprawdę nie zdążyła wypracować żadnych standardów i co gorsza znacznej większości na rękę jest to aby klient SEO dalej był ciemną masą którą łatwiej walić w rogi …